poniedziałek, 2 września 2013

5: Szkic o dorastaniu

Miałem coming out dopiero w tym roku, a kończę 30 lat. Wyjście z szafy okazało się dosłowne. Wyjąłem ciuchy z szafy, założyłem je i strachliwie wypełzłem na ulicę, potem na rower, do pracy itp. Nie ma już chyba odwrotu, choć często męczą mnie myśli, że może warto odpuścić, ocucić się i stać się na powrót "normalnym". W porządku, ale ten "normalny" i tak miał dużo dla siebie, bo prawie 20 lat. Prawdziwego siebie zostawiałem wtedy w czterech ścianach - na klucz, na cztery spusty, na amen. Dosyć. Nareszcie w pełni żyję i jest mi z tym dobrze (choć sporo ryzykuję).


"Nie ma dzieci, są ludzie" – Janusz Korczak.


Oczywiście, nie ma coming out bez społeczeństwa. To jedna z pierwszych konfrontacji: jestem w sukience i mam czarne okulary, które zasłaniają pół twarzy, wnoszę rower po schodach i mijam tatę z synkiem:

- Tato, a czy to była dziewczyna? - spytało dziecko.
- Nie wiem - szczerze odpowiedział tato.

Nie sposób nie natknąć się na małe stworzenia na ciasnym podwórku mojej kamienicy. Zwykle są całkowicie pochłonięte sobą i nie zauważają sąsiadów. Grają w piłkę czy malują kredą napisy, np.: "Widzew królem jest, ŁKS głupi jest". Ale po tym pierwszym wydarzeniu coś się zmienia. Potem zgraja widzi mnie w oknie i patrzy uważnie, gdy się maluję. Co ja poradzę, że akurat najlepsze światło jest w oknie wychodzącym na podwórze? Dwóch chłopców widzi mnie i słyszę jak jeden drugiemu tłumaczy: "Niektórzy faceci malują się jak kobitki. Ale to nie musi być pedał".

Innym razem, już na ulicy, spotykam dzieciaka rozmawiającego przez telefon - "Widziałem geja" - mówi przechodząc obok. Córka mojej koleżanki Alicji pyta mnie czemu mam damską kieckę, odpowiadam, że spódniczka nie jest ani damska ani męska – jest po prostu moja. Przyjmuje to ze zrozumieniem.

Młodszych dzieci w zasadzie jednak nie obchodzi jak wyglądam. Jeśli już, to są po prostu ciekawe. U nastolatków ciekawość przegrywa konformizmem (tak to chyba można nazwać). Tu trudniej o ciekawość, a łatwiej o szyderstwo. Ale nie siedzę w gimnazjum, ani tym bardziej w liceum, więc nie mogę uogólniać. Najczęściej słyszę: "O kurwa, to facet", i śmiech że "w rajstopach" - wtedy, gdy mijają mnie i ich wzrok przenosi się z pleców i nóg (bo stałem tyłem) na twarz.

"Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat" – Janusz Korczak.


Syn innej z koleżanek, sympatyczny dzieciak, zupełnie nie ma ze mną "problemu", ale też sam nie jest szczególnie przywiązany do "męskich" ciuchów i tu pojawia się problem, którego nie potrafię rozwiązać. Jeśli miałbym syna (akurat syna, bo dziewczynka może w tym wypadku więcej, bo kto zabroni dżinsów?), który chce sukienki, różowej bluzeczki czy lalek (uwaga, wstydliwe zwierzenie: będąc dzieckiem chciałem Barbie, ale bałem się poprosić rodziców), to co z tym fantem zrobić? Koleżanka-matka się zastanawia i ja też, bo oboje zakładamy, że dzieci chcemy uczyć tolerancji i otwartości oraz wpoić w nie ducha wspólnoty. Sami jednak pamiętamy tzw. "dzicz szkolną", która wyklinała za byle odstępstwo – albo byliśmy jej ofiarami, albo sprawcami. Nie łatwo takiej sytuacji uniknąć, a chłopczyk z Barbie zamiast żołnierzyków to po całej linii kandydat na kozła ofiarnego. To jak? Pozwolić na pełne bycie sobą (i konfrontacje z rówieśnikami) czy może szczerze powiedzieć, że świat jest zły, a w szkole można dostać w łeb, więc lepiej żeby chłopczyk przebierał się w domu? Jak oszacować, które z tych rozwiązań wyrządzi dziecku większą krzywdę?  I czy na pewno dziewczynki są od tych problemów wolne?

"Nie wolno zostawiać świata takim, jakim jest" – Janusz Korczak.


Moje przystosowanie do "normalności" polegało na duszeniu się w czterech ścianach. Udawałem, że skromnie, ale jednak się realizuję. Za kieszonkowe kupowałem ciuchy (dopiero od czasów liceum, bo wcześniej się wstydziłem), a czasem je kradłem (niestety). Chowałem je w pudełku pod ławą. Gdy miałem okresy "przystosowania do normalności" (to wtedy wydawało mi się, że już tylko i zawsze
podobać mi się będą męskie rzeczy) wywalałem zawartość tego pudła do osiedlowego kosza. Mijał miesiąc, dwa i znów chciałem być "inny", i ta huśtawka trwała kilkanaście lat.

Jeśli czujesz, że Twoje preferencje
nie do końca zgadzają się z tym, co widzisz na co dzień, "uczucia takie jak niepokój, strach i zaprzeczenie stają się Twoimi nieodłącznymi towarzyszami". Ktoś się i pewnie z tego powodu potnie. Zanim jednak wpadniemy na pomysł jak to pozmieniać w tym naszym polskim "przedmurzu" (może zacząć od właściwej edukacji?), osoby takie jak ja muszą liczyć na cholernego farta, by nie oszaleć.



11 komentarzy:

  1. Masz przerąbane. Na pewno gratuluję odwagi. No i rzeczywiście, twoje tendencje tak kompletnie mi się nie mieszczą w głowie, że jeszcze troche czasu musi minąć zanim się oswoję. Z początku myślałem, że ci coś odbiło, ale jeśli to tak od zawsze to hmm... nie ma dobrego rozwiązania.

    Będę śledził twoje przygody, bo zbarwniała twoja postać po trzykroć.

    Pozdr.
    Maczo

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam kciuki i podziw mnie bierze, że to działa w dwie strony - bo kiedy ja wbijałam w bojówki i koszulę, to był też wybór pragmatyczny, jak myślę, że nosisz rajstopy nie tylko z własnej woli (niewymuszonej kulturową normą), ale z przyjemnością, no to... podziw mnie bierze... Zawsze uważałam rajstopy za jeden z największych ubraniowych przedmiotów opresji, zwłaszcza te z lycry...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rajstopy z lycry mogą być elementem opresji, jeśli jako kobieta musisz, a czasem faktycznie trzeba, bo dress-code zobowiązuje. Poza tym łatwo się drą, więc trzeba mieć radar włączony: jak usiąść (np. uważać na spód stołu - może nie być gładki z zahaczy), gdzie usiąść, uważać przy wsiadaniu na rower itp. No ale nogi ładnie w tym wyglądają i jak się dobre kupi, to są przyjemne w noszeniu.

      Sądzę, że teraz jest u mnie taki etap, że zakładam to co zawsze chciałem nosić, a jak już się nacieszę, to wskoczy pragmatyzm.

      Poza tym - dzięki! :)

      Usuń
  3. Ja w ogóle nie rozumiem dlaczego ludzie mają problem z ubiorem innych ludzi??! I jak się ludziom w jednej głowie mieści chęć bycia wyjątkowym z chęcią wtopienia się w tło.
    Doceniam, że piszesz blog i super, że lubisz ubierać się oryginalnie, ale chyba nie kończysz się tam, gdzie się rąbek spódnicy zaczyna?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W życiu! Kiecka nigdy nie była i nie jest sensem życia ;) Nie wiem czy to dobrze czy nie, ale nie jestem aktywistą LGBTQ, w sensie przynależności organizacyjnej, więc wolny czas nie dzieli się u mnie na: 1) noszenie, 2) pisanie o noszeniu :)

      Usuń
    2. A co robisz w wolnym czasie? Ja jestem absolutnie filmowym nałogowcem.

      Usuń
    3. Cóż, w skrócie: piszę i protestuję :)

      Usuń
  4. Przypomniało mi się, jak kiedyś szłam przez żuławską wieś i usłyszałam za plecami "ej, to jest chłopak czy dziewczyna?". Nie byłam jakoś wyjątkowo męsko ubrana, ale też nie w spódniczce. Jakoś mnie ten tekst bardzo zabolał, zabolało to, że ktoś w ogóle się do tego odnosi, że coś ze mną w takim razie "nie tak" skoro moja płeć nie jest oczywista... miałam wtedy naście lat, ale do dziś kwestia męskości-kobiecości przejawiająca się przez ubiór bywa problemem, szczególnie w konfrontacji z oczekiwaniami społecznymi. A to ważny temat, więc fajnie, że o tym wszystkim piszesz. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napiszę notkę o tym, jak mylono mnie z dziewczynką, gdy miałem kilka lat. Skoro to pamiętam, musiało mnie to wówczas mocno poruszyć. Dzięki za przypomnienie. W każdym razie, wydawało mi się, że kobiety mają jednak ubiór przewalczony na tyle, żeby chodzić w czym chcą, jednak nie?

      Usuń
    2. W teorii owszem, w praktyce - za długa suknia/spódnica to zło, zbyt kuse odzienie - fajnie popatrzeć na cycka, a jeszcze lepiej wyzwać od szmat/dupci.

      A tak na serio - kobiety tak naprawdę mają przyzwolenie na noszenie wszystkiego, ale jest to sprowadzone do 'moda jest fanaberią głupich kobiet'.Ew. potencjalny wabik na facetów.

      Usuń
    3. Tutaj z dziedziny zakazu schodzimy na sferę presji społecznej. Nikt nie da strzała kobiecie w spodniach, ale żeby dostać plusa w grupie musi ona założyć krótką kieckę, to fakt (uogólniając). Natomiast ja bardzo często spotykam kobiety w spodniach i bez makijażu - i nie jestem odludkiem :)

      Usuń