niedziela, 22 marca 2015

35. Idzie wiosna

Nadchodzi wiosna. Wciąż na dworze bywa zimno, ale dłużej jest widno, więc widać więcej. Już nie chodzę do pracy w szarudze i nie wracam po zachodzie słońca. Jest jasno i dlatego coraz trudniej mnie pomylić z „masywną kobietą”. Tracę „zimową ochronę” i trochę boję się wiosny, bo w ciepłe miesiące częściej w moją stronę lecą obelgi. Spory o gender chyba przycichły, bo wróciło hasło „pedał”, za to rzadziej wołają „gender”. Jednak na razie jest spokojnie. Rano wsiadam w zatłoczony tramwaj, sunę kilka przystanków, by przesiąść się na ul. Kościuszki do „puszki ze szprotkami”, łączącej północ miasta z południem. Ta wiezie mnie pod pracę. Po pracy wracam piechotą, dotarcie do domu zajmuje czterdzieści minut. Zawsze po drodze coś zjem, zajrzę do księgarni. Ale czas już się przesiąść na rower. Na rowerze jest bezpieczniej.

niedziela, 1 marca 2015

34. Życie a scena

Kilka tygodni temu zacząłem grać w zespole muzycznym. Zespół to dużo powiedziane, bo na razie uczymy się naszych instrumentów. Moja rzecz to ścieżka perkusyjna, ale nie jestem perkusistą, obsługuję analogowy automat. To jest dobrze spędzany czas, pozytywna energia po stresującej pracy. A praca stresuje bo od lutego mam nową i chcę się w niej pokazać z dobrej strony, nie popełniać gaf. Noszę w sobie niezdrowe poczucie, że jako „gender” muszę się bardziej wykazywać (dlaczego?). W zespole muzycznym ambicja jest raczej przeszkodą niż pomocnikiem – najczęściej prowadzi do konfliktów i rozłamu. Frajdę zamienia w katorgę.