poniedziałek, 23 września 2013

9: Strach ma niebieskie legginsy

Weekend w rozjazdach. W sobotę pojechałem na Marsz Świeckości do Krakowa. Nie w sukience, ale w legginsach, różowej bluzie z kapturem i w makijażu. Podróżowałem pociągiem.
 
Nigdy nie wiadomo kogo spotkasz na dworcu, na peronie czy w przedziale. Można dostać w łeb za nic, ale także mieć ciekawą rozmowę (za friko). Przed Krakowem czwórka dresów zaczęła złowieszczo krążyć po korytarzu. Usłyszałem: Nas jest czterech, on sam, damy radę. Na wypadek konfrontacji włożyłem do kieszeni flakon z perfumami - to buteleczka z grubego szkła, jak dasz nią w łeb, to oponent z pewnością poczuje. Na szczęście, obyło się bez szarpaniny i na Marsz dotarłem bezpiecznie.

Na miejscu dowiedziałem się, że w sobotę są derby Cracovii i Wisły, a kibice Cracovii zbierają się na rynku, czyli tuż obok trasy przemarszu. Wystraszyłem się, że patrioci powieszą mnie dwukrotnie: raz za świeckość, a dwa za pedalstwo. Trudno, myślę sobie, co ma wisieć nie utonie w Wiśle i poszedłem w Marszu, a Marsz dotarł do celu bezpiecznie, bez spięć. Potem miała miejsce ciekawa debata Pod Jaszczurami m.in. z Wandą Nowicką i Joanną Senyszyn, następnie nocne piwo na Kazimierzu z przyjaciółmi, a w niedzielę dyskusja o transformacji kosztem prawa kobiet – i tak upłynął wyjazd. Było naprawdę dobrze, choć Marsz Świeckości z udziałem kilkuset osób media olały koncertowo.

Do Łodzi wracałem pociągiem i z tyłu głowy znów miałem pytanie: czy trafi się zakapior? Czy spotkam bandę czworga? A jeśli się niepokoję, dlaczego nie ubrałem się normalnie? Mógłbym jechać po męsku i nie cykać, że za rogiem może spotkać mnie zło, bo przecież po co prowokować?

Prowokacja to temat stary jak świat. Typowy komentarz w obliczu gwałtu, to słowa zatroskanego życzliwego: mogła nie ubierać się wyzywająco i nie powinna schodzić z leśnej ścieżki nocą, a w ogóle to pod żadnym pozorem kobiety nie mogą biegać lub spacerować samotnie. Myślę, że jeśli transwestyta dostanie w łeb (odpukać), to agresja spotka się jeśli nie z akceptacją, to na pewno ze zrozumieniem. Bo usprawiedliwianie napastnika jest tak silnie w nas wdrukowane, że nie sposób je wyplenić i nazwać zło po imieniu. Dopóki nie dorośniemy na tyle, by bezwzględnie trzymać z ofiarą napaści, to natrętne ALE przyzwalać będzie na kolejne gwałty, pobicia i nadużycia. Tym trudniejsze jest moje życie.

W każdym razie, cieszę się, że przełamałem kolejną barierę, choć wiem, że dużo ryzykuję.



PS Dziękuję krakowsko-warszawskim przyjaci-ółkom/ołom za mile spędzony wyjazd!

2 komentarze:

  1. Usprawiedliwianie napastnika i szukanie winy w postępowaniu ofiary to silny. mechanizm psychologiczny, Niesprawiedliwość boli (bo jednak mamy empatię, chcemy czy nie), więc wolimy interpretować zdarzenia tak, żeby nasze poczucie sprawiedliwości nie bolało. Czyli: "skoro dostał po łbie, to widocznie sobie nagrabił".

    Polecam:
    http://youarenotsosmart.com/2010/06/07/the-just-world-fallacy/

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że nie chodzi o poczucie sprawiedliwości, tylko o poczucie bezpieczeństwa, Marku. "Jeśli dostał za nic, to znaczy, ze ja też mogę, jeśli sobie zasłużył, to ja jestem bezpieczny." Dlatego np. kobiety surowiej oceniają ofiary gwałtu, niż mężczyźni.

    OdpowiedzUsuń