poniedziałek, 27 lipca 2015

37. Oś Kijów-Moskwa-Warszawa

Kiedy dwa lata temu "wyszedłem z szafy", dziwiłem się pozytywnym reakcjom ludzi. Spodziewałem się, że zostanę gremialnie wyśmiany, wyklęty i poniżony. Myślałem, że spotka mnie piekło, nie spotkało - co nie oznacza, że jest "tęczowo", raczej "so-so", tak sobie. Jednego dnia dobrze, drugiego koszmarnie, z rzadkimi przerwami na szarość dnia codziennego. Do tej szarości tęsknię najbardziej i do "znikania w tłumie". Dwa lata "eksperymentu" polegającego na byciu sobą dały mi wystarczająco dużo doświadczenia, aby pokusić się o ocenę stosunku społeczeństwa względem ludzi LGBTQ, krótko: osoby homoseksualne mają przekichane.

Zaznaczam, że nie wypowiadam się jako osoba homoseksualna, ale jako typ transgender, który jest odbierany jako gej. Powszechnie sądzi się, że facet noszący sukienki i malujący się, jest osobą homoseksualną. Bardzo często łapię się na tym, że nowo poznanym kolegom i koleżankom muszę szybko udowodnić, że jestem "ok", czyli mam dziewczynę, a więc gram w "homofobię". Strasznie tego w sobie nie lubię.

Ostatnio krąży po Internecie video "youtuberów" z Rosji, którzy postanowili udawać gejów i przejść się po ulicach Moskwy trzymając się za ręce. Nagrali reakcje osób postronnych: śmiech, szydzenie, plucie, szturchanie, a nawet próbę pobicia. Podobny happening na Ukrainie zakończył się pobiciem. A czy w Polsce jest inaczej? Nie. Dlatego nie ma co się drzeć wniebogłosy, że "tam na Wschodzie dzicz".

Moje życie to sinusoida, jednego dnia jest dobrze, a drugiego koszmarnie. Złe zdarzenia podlegają prawu serii, a wtedy przez zaledwie godzinę mogę zebrać garść obelg i splunięć (skrajna prawica lubi pluć na chodnik jeśli coś się nie zgadza z jej światopoglądem) - słyszę wiązankę "ciot", "pedałów", "kurew" i "japierdolizmów". Ostatnio miałem scysję na rogu Piotrkowskiej i Piłsudskiego, dwójka chłystków rzuciła we mnie kamieniem. Na szczęście padł trzy metry obok. Prowokują faszyści z koszulkami kolaborującej z nazistami Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych. Dwójka skinów-szowinistów podbiegła do mnie nocą na Piotrkowskiej z pytaniem "czy jestem pedałem?" - chciała dać w łeb - powiedziałem, że "nie jestem", zatkało ich i wsiadłem do taksówki. Kilka tygodni temu zamawiałem zapiekankę na Placu Wolności. Przy budach stało kilkanaście motocykli, ich właściciele i właścicielki obrażali mnie przez dziesięć minut, wypluwając z siebie mnóstwo fantazji oralnych i analnych. Ich rechot zachęcał przechodniów, którzy w mig stawali się skorzy do szyderstwa i żartów o "pedałach". Na moich oczach rosła atmosfera linczu. Moje samopoczucie poprawiła dwójka dziewczyn. Powiedziały, żebym nie brał tego do siebie, bo to jest teatr, ja jestem aktorem, a motocykliści i przechodnie oglądają sztukę - cóż, "bawię ludzi". Dopóki nie biją, jest ok.

Tak czy inaczej, tego typu sytuacje przeżywa się bardzo długo: po powrocie do domu, przed snem, po przebudzeniu, w pracy, po powrocie z pracy... Gdyby ktoś zrobił nagranie video jednego z tych moich feralnych dni, zrobiłoby podobną furorę co nagrania z Moskwy czy Kijowa. Czy to oznacza, że należy się zamknąć w czterech ścianach? Nie, trzeba żyć. Na szczęście, oprócz dni feralnych, są też te lepsze, a także te ulubione - "szare". Na szczęście, oprócz agresywnej mniejszości szowinistów, reszta społeczeństwa jest w porządku.

Themerson, Stefan (1910-1988), Przygód Marcelianka Majster-Klepki historyj 6,
Linoryt Franciszki Themerson,
Źródło: Cyfrowa Biblioteka Narodowa Polona.

3 komentarze:

  1. Wcześniej nie miałam problemów na ulicach (osoba o kobiecym ciele, obleczonym w męski strój, w najgorszym wypadku jest posądzana o niedbanie o siebie lub kompleksy). A potem zaczęłam nosić szelki i nagle okazało się, że wielkimi fanami mojego stroju są "prawdziwi Polacy" z gimnazjum ("ale brzydka!", "babochłop!", "wygląda jak mój dziadek!") oraz bezdomny spod Poczty Głównej ("o, znowu lezie!"). Najpierw trochę mnie to drażniło, ale teraz gdy słyszę takie komentarze odwracam się do ich autorów, uśmiecham, macham ręką i mówię "serdecznie pozdrawiam!". Albo nie wiedzą co zrobić i milkną, albo zaczynają się cieszyć z okazanego zainteresowania ;)

    Anyway, fajny wpis. Po poprzednim trochę się martwiłam o szanownego Autora (o ile można użyć tego czasownika w stosunku do osoby, którą zna się tylko dzięki czytaniu bloga).
    Pozdr, Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem chce się żartować, w stylu "serdecznie pozdrawiam", ale są takie dni, kiedy fala przykrości jest całkiem duża i wtedy jedyne na co mam ochotę, to awantura ;) Tak, ona do niczego dobrego nie doprowadzi, ale człowiek chce jakoś rozładować frustrację.

      To ciekawe co piszesz, że szelki zrobiły różnicę. Wydawało mi się, że wolność ubioru u "osób o kobiecym ciele" (że posłużę się Twoim stwierdzeniem) jest względnie szeroka. Z drugiej strony, szelki to zawsze był atrybut skinowski ;)

      Usuń
    2. Chciałam wyglądać jak gentleman po godzinach (http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://thesuitsofjamesbond.com/wp-content/uploads/2013/03/Daniel-Craig-Braces.jpg&imgrefurl=http://thesuitsofjamesbond.com/tag/braces/&h=698&w=853&tbnid=PgCQmNRkjw708M:&docid=aKNOghHhldejFM&ei=KlW3VbqfLMXYywOt4YyABQ&tbm=isch&ved=0CB8QMygBMAFqFQoTCLrcrPrK_cYCFUXscgodrTADUA
      lub tutaj: http://cdn03.cdn.justjared.com/wp-content/uploads/2014/01/craig-suspenders/daniel-craig-sports-trouser-suspenders-after-pga-02.jpg) a wychodzę na skina, niedobrze ;)

      Myślę, że wszystko zależy od tego, do czego kobiety noszą szelki - jeśli do obcisłych ubrań raczej mówi się o nowym trendzie w modzie. Ale założenie szelek do luźnych, męskich spodni i nieobcisłej męskiej koszuli - młodzież zaczyna się cieszyć. Parę razy założyłam szelki do spódnicy, wtedy też było ciekawie (oburzone spojrzenia staruszek; jedna w trakcie schodzenia ze schodów zmieniła nawet stronę - to się nazywa wyższy stopień pogardy ;). Ale masz rację, czego bym nie założyła i tak mam łatwiej niż w osoby, które jak Ty mają odwrotną ubraniową sytuację.

      Usuń