Polsatowskie studio „Tak czy nie”.
Artur Zawisza obraża Rafalalę i obrywa szklanką, jest ochlapany.
To żałosny widok, gdy zwolennik prężenia muskułów, szowinista i
„judeosceptyk”, staje się o taki malutki i oddaje walkowerem
mecz z transseksualną artystką. Tacy jak Zawisza są od „czystej”
roboty w mediach – szczują, nakręcają, ale bicie „obcych”
zostawiają kolegom z ulicy. Honor narodowca w pełnej krasie. Ale z
akcją Rafalali mam jednak problem.
Fizyczna agresja jest porażką, a nie adekwatną odpowiedzią obrażanej osoby. Chyba, że mówimy o samoobronie – nie ma wyjścia i trzeba się bić. Ta część internetu, która bliższa jest moim poglądom, uważa inaczej. Mówi na ogół: Rafalala zrobiła dobrze. Piotr Ikonowicz pisze: „Pełna godności, oburzenia i temperamentu postawa Rafalali imponuje mi. Bo godności trzeba bronić na co dzień, w każdej sytuacji. A nie tylko na paradach. Gdy obrażamy publicznie przeciętnego heteroseksualnego mężczyznę mamy prawo oczekiwać, że oberwiemy po pysku”. Super rada, ale nie całkiem praktyczna. Piotr ocenia właśnie z perspektywy uprzywilejowanego „przeciętnego heteroseksualnego mężczyzny”. Problem w tym, że „faceci” tacy jak ja - typy w sukienkach, z makijażem - codziennie słyszą po kilkanaście obelg, począwszy od kultowego „pedał”. Gdybym miał odpowiadać na każdą zaczepkę, prawdopodobnie leżałbym teraz w szpitalu. Nie przesadzam.
W zeszły piątek jem obiad w Galerii Łódzkiej, a tuż obok siedzi grupka młodzieży pogardliwie nazywanej „dresami”. Słyszę, jak mówią o „tym pedale”, czyli właśnie o mnie. Mógłbym zagrać jak Rafalala i zrobić awanturę – pewnie doszłoby do przepychanki i straciłbym szansę na fajną rozmowę (czego wtedy nie wiedziałem). Puszczam obelgi mimo uszu. Nagle trójka chłopaków dosiada się. Oczywiście, szykuję się na najgorsze – będzie rozróba – ale są po prostu zaciekawieni. Widzieli w programie „Trudne sprawy” wątek osoby transseksualnej, kobiety w ciele mężczyzny, i właśnie w Galerii Łódzkiej pierwszy raz zobaczyli „faceta” w damskich ciuchach. Czuję się uczestnikiem mini-”Żywej biblioteki”. Chłopcy pytają o wszystko: czy jestem kobietą, czy ubieram się tak do pracy, co o tym sądzi szefostwo, jak ludzie traktują mnie na ulicy, czy sam sobie kupuję ciuchy – standard. Oczywiście, pytają też o orientację seksualną. Rozmawiamy 15 minut i odchodzą. Słyszę jak dyskutują w szerszym gronie. Byli po prostu ciekawi. Wracając do Rafalali: ona znała adwersarza, wiedziała, że Zawisza obrazi, a Zawisza chciał obrazić. Nie była to sytuacja uliczna. Agnieszka Gozdyra, prowadząca program, chciała nagrać cyrk i go dostała.
Fizyczna agresja jest porażką, a nie adekwatną odpowiedzią obrażanej osoby. Chyba, że mówimy o samoobronie – nie ma wyjścia i trzeba się bić. Ta część internetu, która bliższa jest moim poglądom, uważa inaczej. Mówi na ogół: Rafalala zrobiła dobrze. Piotr Ikonowicz pisze: „Pełna godności, oburzenia i temperamentu postawa Rafalali imponuje mi. Bo godności trzeba bronić na co dzień, w każdej sytuacji. A nie tylko na paradach. Gdy obrażamy publicznie przeciętnego heteroseksualnego mężczyznę mamy prawo oczekiwać, że oberwiemy po pysku”. Super rada, ale nie całkiem praktyczna. Piotr ocenia właśnie z perspektywy uprzywilejowanego „przeciętnego heteroseksualnego mężczyzny”. Problem w tym, że „faceci” tacy jak ja - typy w sukienkach, z makijażem - codziennie słyszą po kilkanaście obelg, począwszy od kultowego „pedał”. Gdybym miał odpowiadać na każdą zaczepkę, prawdopodobnie leżałbym teraz w szpitalu. Nie przesadzam.
W zeszły piątek jem obiad w Galerii Łódzkiej, a tuż obok siedzi grupka młodzieży pogardliwie nazywanej „dresami”. Słyszę, jak mówią o „tym pedale”, czyli właśnie o mnie. Mógłbym zagrać jak Rafalala i zrobić awanturę – pewnie doszłoby do przepychanki i straciłbym szansę na fajną rozmowę (czego wtedy nie wiedziałem). Puszczam obelgi mimo uszu. Nagle trójka chłopaków dosiada się. Oczywiście, szykuję się na najgorsze – będzie rozróba – ale są po prostu zaciekawieni. Widzieli w programie „Trudne sprawy” wątek osoby transseksualnej, kobiety w ciele mężczyzny, i właśnie w Galerii Łódzkiej pierwszy raz zobaczyli „faceta” w damskich ciuchach. Czuję się uczestnikiem mini-”Żywej biblioteki”. Chłopcy pytają o wszystko: czy jestem kobietą, czy ubieram się tak do pracy, co o tym sądzi szefostwo, jak ludzie traktują mnie na ulicy, czy sam sobie kupuję ciuchy – standard. Oczywiście, pytają też o orientację seksualną. Rozmawiamy 15 minut i odchodzą. Słyszę jak dyskutują w szerszym gronie. Byli po prostu ciekawi. Wracając do Rafalali: ona znała adwersarza, wiedziała, że Zawisza obrazi, a Zawisza chciał obrazić. Nie była to sytuacja uliczna. Agnieszka Gozdyra, prowadząca program, chciała nagrać cyrk i go dostała.
Pablo Picasso, Dejeuner sur l´Herbe |
Myślę, że masz rację, fizyczna agresja to porażka. Rafalala tylko pogorszyła wizerunek osób podobnych do niej. A mogła wykorzystać tę sytuację na swoją korzyść i Zawisza, bardzo słusznie, wyszedłby na dupka. Gdyby wytłumaczyła, że do ludzi nie można mówić "to coś" i wyjaśniła, czemu jest to szczególnie dotkliwe dla niej, otworzyłaby paru osobom oczy. Może nie Zawiszy, bo on wiadomo, jaki jest, ale może komuś, kto oglądał ten program. Twój przykład z "dresami" tylko to potwierdza.
OdpowiedzUsuńA o prowadzącej już nie wspomnę. Nie wiem, czemu właściwie zaproszono do jednego studia Rafalalę i Zawiszę.
Do godnego zachowania na wizji trzeba niestety medialnego obycia. Z drugiej strony, nie wiem jak bym zareagował, gdyby ktoś na wizji mówił na mnie "to coś" lub "męska prostytutka" - czy po takich oblegach da się spokojnie wrócić do dyskusji? Nie wiem. Rafalalę zaproszno z powodu nagrania, na którym szarpie się z jakimś gościem. Twórcy i twórczynie programu spodziewali się chryi na wizji.
Usuń