niedziela, 16 marca 2014

18. Kobieta z cukierni

Zawsze przy okazji rozmów o wizerunku Łodzi, pojawia się pomysł, aby rewitalizację (ekonomiczne, architektoniczne i społeczne przekształcenie kamienicy czy dzielnicy) zastąpić remontem z przesiedleniem „niewygodnych” lokatorów, określanych mianem „żulerki”, nieasymilującej się biedoty, „roszczeniówki”, nierobów, bandyterki itp. Mówi się, że centralne obszary w mieście, takie jak Śródmieście, Stary Widzew czy Stare Polesie, powinny mieć reprezentacyjny charakter, a więc oprócz ładnego wyglądu, powinny gościć pięknych, młodych i kreatywnych lokatorów. Zawsze protestuję przeciwko takim planom, bo myślenie o tej łódzkiej „wizytówce” naszpikowane jest krzywdzącymi stereotypami, rozbuchanymi do granic przyzwoitości.

Nie chcę uogólniać, ale życie mnie tak doświadcza, że wśród ludzi bogatszych – osób z zasobnym portfelem, kapitałem kulturowym lub jednym i drugim – spotykam częściej szowinizm, egoizm i nietolerancję; dryg do wykluczania. Są to świadome, przemyślane postawy. Oczywiście, biedniejsi także posługują krzywdzącymi schematami, ale zwykle robią to bezrefleksyjnie. Najczęściej nie mają tych spraw przepracowanych i potrafią zmienić poglądy, gdy zjawia się drugi człowiek i wkracza ciekawość. Przykładem na to jest moja ulubiona cukiernia w samym centrum miasta. Pracuje tam kobieta z tzw. patologicznej rodziny, którą wielu chętnie przesiedliłoby poza Śródmieście. „Patologia” to w jej przypadku efekt spirali zadłużenia, w którą wpadła po zlikwidowaniu jednego z łódzkich zakładów. Miasto w takich przypadkach jest bezwzględne – raz powinie ci się noga i spadasz na dno. Ale kobieta jakoś wiąże koniec z końcem, mimo widma komornika. I jest to druga osoba, spoza kręgu moich przyjaciół, która spytała mnie, jak się do mnie zwracać: „pan” czy „pani” (pierwszą był Turek sprzedający falafele...). Jest to osoba, z którą mogę swobodnie pogadać o kolorze paznokci czy o kolczyku w uchu. A kiedy przyszedłem do niej ubrany „jak facet”, zdziwiła się, bo nie poznała mnie „w tym przebraniu”. Bo dla niej moja spódnica to naturalny i podstawowy ubiór, a nie fanaberia.

Od pewnej bogatszej osoby, która chętnie odebrałaby kobiecie mieszkanie w centrum, usłyszałem: „Jak ty się kurwa ubierasz?”. Banda licealistów krzyczy do mnie „pedał” z okien drogiego samochodu. Dziewczyna z rodziny inteligenckiej - po dobrych studiach - naśmiewa się z osoby niepełnosprawnej. Podobne historie mogę mnożyć, co i tak nie naruszy popularnych stereotypów. Nadal złym będzie ten, komu powinęła się noga; kto nie ma pieniędzy i nie jest piękny jak z billboardu.

Kreując „raj” w oparciu o fałszywe podstawy, możemy wylać z kąpielą to, co w mieście jest najbardziej wartościowe, a co tkwi w niesłusznie znienawidzonych ludziach.


Źródło: internet.

3 komentarze:

  1. Ci ludzie mieszkają w mieście, w miejscach gdzie działki są drogie, wartość gruntu wysoka - niech sobie tam mieszkają, ale jeżeli ich na to nie stać (bo tam drożej) to czemu mają tam mieszkać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jeśli patrzymy na Łódź, to widzimy miasto biednych ludzi, z jakimś nędznym odsetkiem tych, których stać na więcej. W Łodzi centralnego ogrzewania nie ma 20% mieszkańców, a własnej łazienki 15%. Dlaczego mamy robić sztuczną "wizytówkę miasta" w centrum?

      Powiedzmy sobie szczerze, Łódź jest biedna i żadna "wizytówka" dla "elity", w którą włożymy miliony, tego stanu nie zmieni. Lepiej przeznaczyć pieniądze na faktyczną rewitalizację, zakładającą pracę z mieszkańcami (w tym pomoc w wyjściu z ewentualnych długów i znalezienie pracy), którzy są tu i będą, w przeciwieństwie do "kreatywnych", bo ci prędzej czy później znajdą pewnie na północnym-wschodzie.

      Do przeczytania:
      http://m.lodz.gazeta.pl/lodz/1,106512,15639772,Odpracowalam_dlugi__zmienilam_zycie___historia_lodzianki.html
      http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35153,15626867.html

      Usuń
  2. O! Nauczyłem się czegoś z Twojego bloga. Dotychczas mówiłem "falafle", a tu się okazuje, że "falafele". Te Turki to mają śmiszny język.. ;)
    LV

    OdpowiedzUsuń