niedziela, 23 marca 2014

19. Łamanie norm a wolność

Można sądzić, że zeszłoroczna decyzja o „wyjściu z szafy”, poszerzyła moją wolność osobistą, zrywając kajdan męskiego wzorca ubioru. Jest to pozorny sąd. Nie muszę już ubierać się „jak facet”, ale usunięcie jednego z ograniczeń namnożyło następnych.

Nie mogę w „damskich ciuchach” swobodnie poruszać się po mieście. Nie każda ulica jest dla mnie i nie każdy pub gości kulturalnych ludzi. Osoby pijane często są agresywne, a moja „inność” prowokuje do uwag i może sprowokować przemoc. W naszej kulturze panuje szkodliwe przekonanie, że to ofiara gwałtu jest sobie winna, bo nie ubrała się przyzwoicie. Wyzywający strój zrównany jest z zachętą do nadużycia. W tym kontekście, kobieta w krótkiej spódnicy staje się więc nie tylko potencjalną ofiarą, ale ewentualną sprawczynią (!) gwałtu na sobie. „Damski strój” na facecie daje podobną zachętę, może nie do gwałtu, ale do obelg lub przemocy fizycznej. Działa tu ten sam mechanizm społeczny.

To, co rzadko zdarza się na ulicy, czyli głośne komentowanie czyjegoś wyglądu, staje się w tym wypadku normą. A ja nie mogę wdać się z przechodniem w dyskusję, bo nie można eskalować problemu, gdy jest się „innym”. Każda taka próba z góry zakończy się przegraną, bo nie poprą mnie przypadkowe osoby, gdyż moja pozycja społeczna jest niższa. W pierwszej chwili zawsze, bez względu na prawdę, bronimy swoich przeciwko obcym. Taka jest logika tłumu. Jeśli więc dostanę w łeb, to usłyszę od ludzi, że mogłem się ubrać inaczej.

Wolność ubioru pozwala mi na noszenie tego co „męskie” i tego „damskie”, ale to co „damskie” wymaga większej konsekwencji. Muszę codziennie golić twarz, bo noszenie makijażu z wąsami jest wciąż mniej estetyczne od noszenia go na gładkiej męskiej twarzy. Są faceci, którzy przełamują ten schemat, ale mam poczucie, że taki wizerunek wymaga od społeczeństwa większej akceptacji i jest to krok, którego nie chcę wykonać. Świadomie stosuję się do kanonu przypisanego kobietom. Dlatego nie zakładam spódnicy, gdy zdarza mi się zaspać do pracy, bo wtedy nie mam czasu na poranne przygotowania - wychodzę z domu „jak facet”.

Mój makijaż zawsze musi być schludny, tak jak i ubiór, bo najdrobniejsze przekroczenie normy stawia mnie w szeregu „drag queen”, czyli większego pośmiewiska. Poza tym, nie mogę mieć „gorszych dni”, jeśli poruszam się poza kręgiem bliskich znajomych. Wiem, że niemiłe zachowanie - nawet najbardziej uzasadnione – zostanie przypisane mojej „dziwności”. Moja pozycja w rozmowie nie jest równa: ciuchy, jakie mam na sobie, wzmacniają negatywny wydźwięk zachowań tolerowanych w zwykłej dyskusji czy kłótni.

Mam wciąż z tyłu głowy wszystkie obostrzenia wolności. „Wyjście z szafy” sprawiło, że muszę się bardziej pilnować, bo łatwiej o potknięcie i upadek z wysokości wyższej niż dotychczas. I pewnie rzuciłbym to brzemię w cholerę, wracając do wygodnej „męskości”, gdyby bycie sobą nie było mimo wszystko tak przyjemne.

Źródło: internet.

2 komentarze:

  1. Broda do makijażu - to by było coś! :)
    pozdro
    LV

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jest :)

      http://en.wikipedia.org/wiki/Conchita_Wurst

      Usuń