Zawsze przy okazji rozmów o wizerunku Łodzi, pojawia się pomysł, aby rewitalizację (ekonomiczne, architektoniczne i społeczne przekształcenie kamienicy czy dzielnicy) zastąpić remontem z przesiedleniem „niewygodnych” lokatorów, określanych mianem „żulerki”, nieasymilującej się biedoty, „roszczeniówki”, nierobów, bandyterki itp. Mówi się, że centralne obszary w mieście, takie jak Śródmieście, Stary Widzew czy Stare Polesie, powinny mieć reprezentacyjny charakter, a więc oprócz ładnego wyglądu, powinny gościć pięknych, młodych i kreatywnych lokatorów. Zawsze protestuję przeciwko takim planom, bo myślenie o tej łódzkiej „wizytówce” naszpikowane jest krzywdzącymi stereotypami, rozbuchanymi do granic przyzwoitości.
Nie chcę uogólniać, ale życie mnie tak doświadcza, że wśród ludzi bogatszych – osób z zasobnym portfelem, kapitałem kulturowym lub jednym i drugim – spotykam częściej szowinizm, egoizm i nietolerancję; dryg do wykluczania. Są to świadome, przemyślane postawy. Oczywiście, biedniejsi także posługują krzywdzącymi schematami, ale zwykle robią to bezrefleksyjnie. Najczęściej nie mają tych spraw przepracowanych i potrafią zmienić poglądy, gdy zjawia się drugi człowiek i wkracza ciekawość. Przykładem na to jest moja ulubiona cukiernia w samym centrum miasta. Pracuje tam kobieta z tzw. patologicznej rodziny, którą wielu chętnie przesiedliłoby poza Śródmieście. „Patologia” to w jej przypadku efekt spirali zadłużenia, w którą wpadła po zlikwidowaniu jednego z łódzkich zakładów. Miasto w takich przypadkach jest bezwzględne – raz powinie ci się noga i spadasz na dno. Ale kobieta jakoś wiąże koniec z końcem, mimo widma komornika. I jest to druga osoba, spoza kręgu moich przyjaciół, która spytała mnie, jak się do mnie zwracać: „pan” czy „pani” (pierwszą był Turek sprzedający falafele...). Jest to osoba, z którą mogę swobodnie pogadać o kolorze paznokci czy o kolczyku w uchu. A kiedy przyszedłem do niej ubrany „jak facet”, zdziwiła się, bo nie poznała mnie „w tym przebraniu”. Bo dla niej moja spódnica to naturalny i podstawowy ubiór, a nie fanaberia.
Od pewnej bogatszej osoby, która chętnie odebrałaby kobiecie mieszkanie w centrum, usłyszałem: „Jak ty się kurwa ubierasz?”. Banda licealistów krzyczy do mnie „pedał” z okien drogiego samochodu. Dziewczyna z rodziny inteligenckiej - po dobrych studiach - naśmiewa się z osoby niepełnosprawnej. Podobne historie mogę mnożyć, co i tak nie naruszy popularnych stereotypów. Nadal złym będzie ten, komu powinęła się noga; kto nie ma pieniędzy i nie jest piękny jak z billboardu.
Kreując „raj” w oparciu o fałszywe podstawy, możemy wylać z kąpielą to, co w mieście jest najbardziej wartościowe, a co tkwi w niesłusznie znienawidzonych ludziach.
Źródło: internet. |
Ci ludzie mieszkają w mieście, w miejscach gdzie działki są drogie, wartość gruntu wysoka - niech sobie tam mieszkają, ale jeżeli ich na to nie stać (bo tam drożej) to czemu mają tam mieszkać?
OdpowiedzUsuńBo jeśli patrzymy na Łódź, to widzimy miasto biednych ludzi, z jakimś nędznym odsetkiem tych, których stać na więcej. W Łodzi centralnego ogrzewania nie ma 20% mieszkańców, a własnej łazienki 15%. Dlaczego mamy robić sztuczną "wizytówkę miasta" w centrum?
UsuńPowiedzmy sobie szczerze, Łódź jest biedna i żadna "wizytówka" dla "elity", w którą włożymy miliony, tego stanu nie zmieni. Lepiej przeznaczyć pieniądze na faktyczną rewitalizację, zakładającą pracę z mieszkańcami (w tym pomoc w wyjściu z ewentualnych długów i znalezienie pracy), którzy są tu i będą, w przeciwieństwie do "kreatywnych", bo ci prędzej czy później znajdą pewnie na północnym-wschodzie.
Do przeczytania:
http://m.lodz.gazeta.pl/lodz/1,106512,15639772,Odpracowalam_dlugi__zmienilam_zycie___historia_lodzianki.html
http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35153,15626867.html
O! Nauczyłem się czegoś z Twojego bloga. Dotychczas mówiłem "falafle", a tu się okazuje, że "falafele". Te Turki to mają śmiszny język.. ;)
OdpowiedzUsuńLV